Poniżej relacja z wycieczki, większość moim okiem, ale pod koniec koledzy wtrącają swoje cenne słówko:
Pod koniec marca 2012, zadzwonił do mnie Artur i opowiedział o swoim pomyśle – dwa dni jazdy, cztery stadiony przygotowane do Euro2012. Pomysł od razu bardzo przypadł mi do gustu, najwięcej kilometrów nabijam motocyklem jeżdżąc po mieście a tu taka gratka, dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy Artur zaprosił mnie do uczestnictwa w roli fotografa wyprawy. Dzień po tej rozmowie byłem pewny, że cokolwiek by się działo – jadę!
Wycieczce ma patronować Romet – importer motocykli Hyosung. Maszyny te są bliskie memu sercu, bo przez kilka lat Hyosung Aquila GV650 wiernie mi służył i cieszył oko, tak więc wycieczka ma kolejny plus a moja obecność na Suzuki DL650 pozwoli bardziej obiektywnie ocenić i porównać maszyny w trasie.
Prolog27.04.2012 – około 12:00
Motocykl zapakowany i gotowy do drogi. Tak się złożyło, że wyruszam jako pierwszy na trasę (za to również pierwszy ją skończę). Potwierdzam telefonicznie zainteresowanym, że właśnie ruszam i jadę po Dittosa (Tomka) do Tomaszowa Mazowieckiego. Staram się ominąć możliwie najwięcej rozkopanej trasy nr 8, wybieram mniej uczęszczane drogi i docieram na miejsce. Tomek już czeka na mnie przed domem. Witamy się i Dittos pędzi dokończyć pakowanie. Po chwili wychodzi z bagażami i dużą szklanką Whisky… tak w sam raz przed trasą…. Whisky okazuje się zimnym sokiem, delektuję się nim i mocujemy bagaż do Fazera.
Niebawem wyruszamy i przebijamy się przez rozkopaną „ósemkę”, na szczęście za Piotrkowem”wykopki” się kończą i możemy swobodnie śmigać w kierunku Tychów.
Po trasie mamy pierwsze porównanie motocykli, z doświadczenia wiem, że w Aquili rezerwa zapala się po przejechaniu minimum 200km, w moim DL650 trzeba przejechać ponad 300km, żeby zobaczyć mrugający dystrybutorek, w litrowym Fazerze Dittosa, rezerwa zapala się po około 150km i ten dystans przyjmujemy jako interwał postojów. Około 17:00 docieramy pod dom Artura. Oczywiście Artur z Edytą już na nas czekają. Rozpakowujemy się szybko i przebieramy w „cywilne” ciuchy. Mamy do ustalenia jeszcze parę szczegółów odnośnie trasy więc czas leci naprawdę szybko, w końcu kładziemy się spać i czekamy na pobudkę.
Test flagi Hyosunga - Edyta w roli Hostessy
Gadżety od Rometa - patrona wycieczki
Etap pierwszyWstajemy kilka minut po 6:00, Dittos żartem wspomina, że normalni ludzie w sobotę śpią do 9:00.
Jako Ci nienormalni, ubieramy się w ciuchy motocyklowe. Rano jest jeszcze zimno więc zakładam dodatkową warstwę ubrania, wpinam do kurtki membranę i zastanawiam się jak szybko będę chciał ją odpiąć. Kiedy my się pakujemy Edyta biegnie do sklepu po świeże pieczywo i dostajemy kanapeczki na drogę (bardzo się przydały, bo wyjeżdżaliśmy bez śniadania). Motocykle zapakowane i ruszamy, najpierw na stację benzynową, a po chwili już jesteśmy za Tychami – rzut oka na zegarek, jest kilka minut po siódmej – dobry czas. Ja i Artur możemy się komunikować przez interkom bezprzewodowy więc w ramach sprawdzenia łączności pytam czy daleko jeszcze. Łączność działa, humory dopisują.
Autostrada o tej porze jest pusta i bardzo szybko docieramy w okolice Opola gdzie zatrzymujemy się na stacji i czekamy na Tomka (Tom74).
Pierwszy postój
Oczywiście pochłaniamy też kanapeczki od Edyty.
Tom zjawia się po kilku minutach.
Przybywa Tom
Artur przyklęka przed czarną bestią (chodzi o motocykl a nie o Toma)
Sprawdzamy ciśnie w oponach motocykla Toma
Ciśnienie jest w porządku ale nie można wyczuć pulsu.....
Witamy się serdecznie bo dawno się nie widzieliśmy na żywo, chwilkę rozmawiamy i ruszamy. Zaczyna się już robić cieplej, wyłączam podgrzewane manetki. Pojawia się Wrocław. Artur daje mi znać, że przez ostre słońce nic nie widzi na nawigacji więc wysuwam się na czoło a nawigacja podpowiada mi do ucha dalszą trasę, co okazuje się zupełnie niepotrzebne bo już po chwili widzimy tablice wskazujące drogę na stadion (przy okazji przetestowaliśmy nawigację pod kątem dotarcia na stadiony – aktualne wersje map radzą sobie bez problemu). Parkujemy motocykle przy bramie stadionu. Sprawdzam telefon i widzę, że kiedy trafiła się jakaś przerwa w zasięgu (a podobno autostrady mają 100% pokrycie), dzwonił Luk@ (Łukasz).
Oddzwaniam i już wiemy, że Łukasz ma do nas niecałe 30km. Wyruszył z Łodzi o 6:30 żeby się z nami spotkać. Wyciągam aparat i robię kilka fotek. Maszyny w porannym słońcu prezentują się znacznie lepiej niż stadion, który trochę przypomina rolkę papieru toaletowego…
Ochrona przygląda się nam - niestety nie chcą nas wpuścić do środka - a przecież mieliśmy kaski (jak to na budowie)
Artur mocuje flagę w bramie stadionu. Nieźle przy tym hałasując
Już prawie gotowe
Piszą, że budowa infrastruktury drogowej, ale wokół stadionu prace też jeszcze trwają
Jest już Luk@
To się nazywa "autoportret z motocyklami czyli nieudany test samowyzwalacza"
Temperatura rośnie więc dodatkowe ciuchy idą do kufra. Prawdopodobnie jestem pierwszym człowiekiem zdejmującym spodnie pod bramą stadionu we Wrocławiu, niestety jest to konieczne do wyciągnięcia z nich membrany.
Przyjeżdża Łukasz – witamy się serdecznie (Artur i Tom nie widzieli Łukasza od ubiegłego sezonu albo dłużej). Jeszcze kilka fotek i za chwilę ruszmy dalej. Żegnamy się z Tomem, który wraca do Opola a Luk@ śmiga z nami do Poznania. Artur sprawnie wyprowadza naszą grupę na drogę nr 5. Niestety to nie jest autostrada, po jednym pasie w każdą stronę a ruch całkiem spory. Motocyklami mamy pewną przewagę, ale i tak bardziej przypomina to szydełkowanie (łapiemy oczko za oczkiem) niż jazdę.
przed Poznaniem zatrzymujemy się na posiłek. Uzupełniamy zapas kalorii i odpoczywamy chwilkę w cieniu. Jako fotograf wyprawy robię kilka fotek
Tu Dittos pokazuje, który kask jest najfajniejszy
Artur dostaje jedzenie pierwszy
Niebawem i my mamy co jeść
Nawet ja się załapałem
Kończymy się posilać
Nasze maszyny
Za chwilę ruszamy w dalszą drogę
Ruszamy dalej w kierunku Poznania. Tak jak we Wrocławiu na chwilę obejmuję przewodnictwo naszej grupy i tak jak poprzednio okazuje się to zbędne – duże i wyraźne tablice wskazują drogę lepiej niż nawigacja. Po drodze mijamy mały stadion klubu „Grunwald”, stoimy akurat na światłach więc wskazuje go chłopakom i widzę, że załapali żarcik. Minutę później parkujemy pod właściwym stadionem.
Rozmawiamy z ochroną obiektu i okazuje się, że gdybyśmy byli kilka godzin wcześniej moglibyśmy nawet wejść na stadion – niestety teraz trwa tam wymiany murawy i musimy obejść się smakiem.
Połowa stadionów już za nami więc utrwalamy obiekt na fotkach i pozwalamy sobie nawet na wygłupy przed dalszą drogą
Łukasz udaje zwykłego turystę
Nawet pozuje do zdjęć
Dittos stoi trochę z boku
Nie przeczuwa, że za nim czai się niebezpieczeństwo....
Na szczęście zarówno Dittos jak i statyw wytrzymali tą próbę
Statyw nawet zrobił nam zdjęcie grupowe
Ostatni rzut oka na stadion
Przed wyjazdem z Poznania wizyta na stacji benzynowej, uzupełniamy płyny i na szybko modyfikujemy trasę przejazdu. Nadłożymy trochę drogi ale pojedziemy autostradą, najpierw A2 w kierunku Konina a potem przez Inowrocław do Torunia i nowym odcinkiem autostrady A1 do Grudziądza gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg. Modyfikacja poza lepszym komfortem podróży, pozwala nam pojechać jeszcze dłuższy kawałek w towarzystwie Luk@, który jedzie dalej A-dwójką aż do Strykowa a potem do Łodzi – ogółem Łukasz przejechał z nami prawie 300km i jeszcze 300km samotnie – dzięki Łukaszu!
Gdy już pożegnaliśmy się z Łukaszem zjechaliśmy z autostrady A2, podczas postoju na stacji benzynowej skontaktowaliśmy się z naszymi przyjaciółmi Bandziorkiem (Tomek) i TLSem (Piotrem), którzy dojeżdżali już do Grudziądza gdzie mieliśmy się spotkać. Rzut oka na zegarek potwierdził, że nadłożenie drogi się opłacało, byliśmy co najmniej godzinę przed przewidywanym czasem.
Jechało nam się naprawdę dobrze i dokuczał nam tylko upał. Zażartowaliśmy, że nad Bałtykiem na pewno jest chłodniej i po chwili dzwoniłem ponownie do Bandziorka (na szczęście też jeździ z zestawem bluetooth i może odebrać również w czasie jazdy) z nieśmiałym pytaniem, czy zgodzą się pojechać sto kilometrów dalej. Zmiana planów nie spotkała się z wielkim entuzjazmem, ale została przyjęta więc ruszyliśmy. Pozostał jeszcze problem noclegu, w Grudziądzu mieliśmy zaklepane miejsce a w Gdańsku sporo ryzykowaliśmy (właśnie rozpoczynał się dłuuuuugi weekend majowy).
Z pomocą przyszła moja żona, w czasie jazdy zadzwoniłem do Sylwii, poinformowałem, że zmieniliśmy plany i poprosiłem czy nie mogłaby zerknąć w internecie za jakimś niedrogim noclegiem w okolicach Gdańska. Moja kochana Sylwia spisała się znakomicie, jeszcze przed Inowrocławiem mieliśmy zaklepane nowe miejsce w Pruszczu Gdańskim za 35zł od głowy. Przez interkom podzieliłem się z Arturem tą dobrą wiadomością (muszę przyznać, że możliwość pogadania z kolegą w czasie jazdy bardzo nam się przydała). Mając już spokojną głowę dojechaliśmy do Torunia gdzie gładkim jak stół asfaltem nowego odcinka autostrady A1, szybko i bezpiecznie dojechaliśmy w okolice Grudziądza, gdzie na stacji przy Autostradzie już na nasz czekali Bandziorek i TLS. Przed nami było niecałe 100km jazdy po dobrej drodze. Zatankowaliśmy do pełna i ruszyliśmy drogę.
Jazda po autostradzie daje kolejne porównanie motocykli. Bez dwóch zdań, litrowy Fazer jest najszybszy a Hyosungi ustępują mu tylko w zakresie najwyższych prędkości, mój DL650 dysponuje najmniejszą mocą więc spokojnie oglądam tylne lampy kolegów.
Do miejsca noclegu dotarliśmy kilka minut po dziewiętnastej. Tu możemy w pełni docenić jak świetne jest nasze miejsce noclegu. Mamy do dyspozycji ogromny apartament z kuchnią, salonem i łazienką. Z rozmowy z właścicielem wynika, że miejsce jest przygotowane właśnie dla kibiców na Euro, także jeśli ktoś jeszcze szukałby miejsca do spania w okolicy Gdańska, mamy namiary na świetne miejsce.
Idziemy do sklepu po produkty na kolację. Artur, który w poprzednim życiu chyba był kucharzem koniecznie chce dla nas upitrasić coś na ciepło, na szczęście udaje się go przekonać, żeby po całym dniu „w siodle” dał spokój ze staniem przy kuchni i poprzestajemy na kanapkach.
Przy kolacji oczywiście rozmawiamy o przebytej trasie, poza lepszym miejscem noclegowym mamy też więcej czasu na spanie (niewiele więcej bo Artur zarządza wyjazd na 8 rano). Zanim się położymy Bandziorek i Tls przymierzają koszulki od Rometa a Artur prezentuje kolegom flagę Hyosunga, która nam towarzyszy
Bandziorek obdarowany czerwoną koszulką Rometa
Tls spogląda zazdrośnie...
A teraz też ma się czym pochwalić
Artur odpoczywa po zrobieniu kolacji (droga nie była aż tak męcząca)
Bandziorek wreszcie odpakował koszulkę i wciela się w rolę modela
Koszulka pasuje nawet z tyłu
Artur prezentuję flagę
Tak wyglądała nasza kuchnia (królestwo Artura)
A to nasza sypialnia, Bandziorek chciał się położyć razem z motocyklem, ale poprzestał na kuferku
A to moje legowisko
Etap drugiWstajemy wcześnie, ale Artur i tak jest pierwszy na nogach. Pracuje w kuchni szykując dla wszystkich śniadanie.
Posilamy się i powoli pakujemy. Kilka minut po ósmej oddajemy klucze i ruszamy. Wiele słyszeliśmy o tym, że Gdański stadion jest najładniejszy, więc zanim pojedziemy na miejsce, Artur zarządza mycie motocykli, nie są specjalnie brudne ale trzeba z nich usunąć robale.
Moja maszyna już "odrobaczona"
Tls udaje przybysza z innej planety - stąd dziwny przewód wystający mu z pleców....
Artur wyciera motocykl do sucha
I kontroluje stan czystości wszystkich maszyn
Kilka minut jazdy i jesteśmy przed stadionem. PGE Arena ma przypominać bryłę bursztynu i zamysł ten udał się w 100%. Plac przed stadionem jest jakby przygotowany na naszą wizytę.
Ile osób zmieści się na Hyosunga?
Runda honorowa przed stadionem
Bandziorek odnajduje swoje życiowe powołanie w roli hostessy z flagą
Artur ma dosyć jazdy z "plecaczkiem"
A nasza hostessa szaleje
Artur już miał zaparkować....
Ale zawrócił i pogalopował w stronę stadionu
Wjeżdża na koronę....
Stadion zdobyty!
Bandziorek goni Artura
Teraz Dittos jest hostessą
Hyosungi i Bandziorek pozują do zdjęć
Przedstawiciele Hyosung Club of Poland
Fotka grupowa
Znajdź Dittosa na zdjęciu
Mała podpowiedź
Zajmujemy miejsce w kolejce po bilety
Niestety nie chcieli nam sprzedać "pięciu nienormalnych"
To gdzie teraz?
Koledzy mieli pilnować motocykli a tymczasem ..... kradną je
Tls uprowadza motocykl Artura
Dittos próbował sforsować bramkę
Jedno z najfajniejszych miejsc na stadionie - bar dla kibiców
W takich warunkach można wychylić małe jasne
Nawet śmietniki są w kształcie piłek
Stadion zaliczony w planach mamy wizytę na plaży i świeżą rybkę. Jedziemy w kierunku centrum i klucząc uliczkami Gdańska odnajdujemy wejście na plażę. Wygłupiamy się, fotografujemy, sprawdzamy temperaturę wody (niestety nikt nie wziął kąpielówek), wcinamy świeżego dorsza.
Parkujemy przed wejściem na plażę
Z radości, że widzą morze, koledzy zakopują mnie i Artura aż po szyję
Artur jakoś się wygrzebał
Dittos udaje, że go przy tym nie było
Artur wyczesuje piach z grzywki
Ta woda z tyłu to Bałtyk
Fota grupowa na plaży
Kolejne podejście - koledzy koniecznie chcieli żebym miał zdjęcie kiedy rzucam się na piach
Sprawdzenie temperatury wody daje wskazanie na poziomie "bardzo zimna i słona"
Bałtyk z bliska
Bez motocykli trochę głupio to wygląda.....
Dziewczyny oglądają się za nami....
Jedziemy poszukać rybki
Znajdujemy łódź z której dokonamy połowu dorsza
Tls zakłada kominiarkę - chyba chce zapłacić
Tymczasem chwila relaksu
Artur też korzysta ze słońca
Rybka gotowa!
Artur przestań już
Po morzu śmiga morski jednoślad
Bandziorek mówi.... zjadłbym coś wreszcie
Mimo, że byliśmy bez krawatów obyło się bez awantur
Motocykle zaparkowane na nadmorskiej promenadzie
Najchętniej zostalibyśmy tu dłużej, ale trasa wzywa. Niestety remonty dróg w Gdańsku czynią drogowskazy zupełnie niepraktycznymi. Nadkładamy ostro drogi ale w końcu jesteśmy w Pruszczu Gdańskim i po chwili już jedziemy autostradą A1 w kierunku Torunia. Chłodne morskie powietrze ustępuje miejsca upałowi. Sprawnie nawijamy na koła kolejne kilometry, zjazd z autostrady i już jedziemy w kierunku Płońska a niedługo później wskakujemy na siódemkę. Zatrzymujemy się na stacji i tankujemy maszyny, gasimy również nasze pragnienie i ustalamy jak będziemy jechać do Warszawy.
Znam drogę bez wspomagania się nawigacją więc koledzy powierzają mi prowadzenie naszej ekipy na tym ostatnim etapie. Zostało już niewiele kilometrów do przejechania. Na szczęście ruch jest umiarkowany i przebijamy się sprawnie aż do centrum Warszawy. Po drodze już widać nasz ostatni cel, głośno krzyczę do kasku „udało się”. Przejeżdżamy tunelem wzdłuż Wisły, efekty dźwiękowe jakie powoduje naszych pięć maszyn są nie do opisania, banan znów gości na mojej twarzy. Wjeżdżamy na most Poniatowskiego, w lusterku kolejny piękny widok, cztery maszyny składają się wjeżdżając „ślimakiem” po górę. Przekraczamy Wisłę i od razu zjeżdżamy w kierunku stadionu.
Parkujemy przy bramie wjazdowej. Radość nie do opisania, niby szalony plan okazał się zupełnie realny i sprawił masę radości. Kontakt telefoniczny do Sylwii i już po chwili pojawia się razem z resztą naszych pań. Jeszcze tylko kilka ostatnich wspólnych zdjęć.
Udało się! Zrobiliśmy to!
Chyba motocykle muszą tak zostać bo dobrze się komponują kolorystycznie
Nasza hostessa w swoim żywiole
Jedno z ostatnich zdjęć grupowych
Nawet ja się załapałem
A tu nasz nowy baner
Próba generalna przed rozpoczęciem sezonu
Baner działa bez zarzutu
Zwijamy baner
Ostatnia fotka przed odjazdem
EpilogPod stadionem rozdzielamy się, Bandziorek jedzie do siebie na Bemowo, Tls do siebie na Ursynów, reszta ekipy jedzie ze mną do Piaseczna na kolację (Bandziorek z Tlsem też mają do nas dołączyć)
Prowadzę naszą ekipę w takim składzie w jakim zaczynaliśmy – trzy zupełnie inne maszyny, każda z nich dała radę pokonać dystans (w sumie każdy z nas zrobił około 1600km).
Moja wycieczka właśnie się kończy, Dittos ma jeszcze około 130km a Artur nieco ponad 300km do domu. Nie mam dosyć jazdy wskakuję na motocykl i jeszcze kilkadziesiąt kilometrów jedziemy razem a potem lewa w górę, zawracam i do zobaczenia.
Jazda sprawiła mi masę przyjemności, wiele razu śmiałem się w głos do kasku tylko dlatego, że poczułem przyjemny, chłodzący podmuch powietrza. Mieliśmy duże szczęście do pogody, nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu (pewnie dlatego, że byliśmy na to dobrze przygotowani, zaopatrzeni w stroje przeciwdeszczowe), nazywam to „szczęściem suchych motocyklistów”, oby nas nie opuszczało do końca sezonu.
Znakomicie sprawdził się nam system komunikacji, poza możliwością rozmowy z kolegą przez interkom, mogłem dzwonić i odbierać telefony nie przerywając jazdy – jest to naprawdę bardziej użyteczne niż się wydaje gdy się nigdy nie miało takiej możliwości.
Wycieczka kończy się szybko i pozostaje tylko pytanie – kiedy pozostałe stadiony , te na Ukrainie?
MotocykleArtur , Bandziorek , Tls , Tom (HYOSUNG GV650) – Motocykle spisały się bardzo dobrze na dłuższych dystansach i wykazały swoją uniwersalność w zależności od jakości i szerokości jezdni. Wszyscy mamy w swoich moto szyby, co pozwoliło sprawdzić nie tylko parametry techniczne (prędkość max) ale i komfort podczas jazdy co okazało się bardzo ważnym czynnikiem podczas takiej podróży. Zamontowane dodatkowo grzane manetki wykorzystaliśmy podczas jazdy porannej co podniosło dodatkowo komfort podróży. Motocykl po prostu leży jak ulał nie tylko w dłoniach ale i pod siodłem. Polecamy
verdgar (SUZUKI DL650) - Moja maszyna spisała się bardzo dobrze, jedyna ze stawki była projektowana z myślą o pokonywaniu dużych dystansów, dzięki czemu chyba miałem najbardziej komfortowe warunki, dobrą osłonę przed wiatrem i nie męczącą pozycję za kierownicą. Trasy 800km dziennie pokonywałem również Hyosungiem GV650 (moim poprzednim motocyklem) i też nie było to problemem, wymagało jednak dołożenia akcesoryjnej szyby i bagażnika bo oryginalnie motocykl nie daje możliwości przewiezienia bagażu. Pozycja za kierownicą to już indywidualna sprawa – mi osobiście bardziej odpowiada wyprostowana i stąd zmiana motocykla.
Dittos (Yamaha FZ1S GT) – Był to mój najdłuższy wypad na motocyklu i trudno mi powiedzieć czy bolący zadek to efekt braku przyzwyczajenia, czy wada akcesoryjnego siedziska. Zamontowałem w swoim moto wyższą od oryginalnej o 14cm szybę turystyczną i ochrona przed wiatrem poprawiła się ogromnie. Polecam posiadaczom sportowych maszyn, którzy chcą na tym motocyklu uprawiać turystykę. Komfort jazdy na takim dystansie jest na pewno nieporównywalnie większy, niż w moim poprzednim motocyklu (Honda CBR F4i) a to głównie za sprawą dużo bardziej wyprostowanej pozycji za kierownicą oraz z uwagi na to, że „kilowy” Fazer przejawia dużo większą chęć do pokonywania ciasnych zakrętów. Jest bardziej zwrotny od Hondy. Podczas pokonywania odcinka Poznań-Konin można było przetestować maszynę w czasie jazdy przy silnym bocznym wietrze. Fazer dawał radę, ale gwałtowne podmuchy wymagały jednak ostrego balansowania ciałem. Wyprzedzanie TIR-ów nie należało do najprzyjemniejszych, ale dało się już później przewidzieć, jaki powinien być kąt nachylenia maszyny wyjeżdżając zza naczepy, by podmuch nie powodował niebezpiecznych zawirowań.
Przetestowany w trasie zasięg motocykla to z pewnością więcej niż 200km na zbiorniku, ale postoje co 150km dają jednak szansę na krótkie chwile odpoczynku. Zasięgu więc nie poczytuję jako wady. Zmiana pozycji za kierownicą (w stosunku do CBR) wymusiła na mnie ponowne „uczenie się” motocykla i wyczucie jego środka ciężkości. Trasa ta w zupełności i z naddatkiem mi na to pozwoliła.
Reasumując… wypad uważam za jak najbardziej udany i te 1600km przejechanych w tak krótkim czasie, było pewnym sprawdzianem dla mnie, czy dam radę…udało się. Poznałem maszynę i jej możliwości, które są naprawdę imponujące.
Koniec