Udało mi się odszukać aparat a w nim...... nawet jakieś zdjęcia, w większości nieudane, ale do zmyślenia relacji wystarczy
O tym, że w tym roku będzie spotkanie w Rososze wiedziałem już od minionego zakończenia sezonu (Dzierżązna). Poprzedni zlot w Rososze był w podobnym terminie i najbardziej pamiętam jak było wtedy gorąco
Tym razem pogoda również dopisała, ale może po kolei....
Jak zazwyczaj bywa na nasze spotkanie mogliśmy wyruszyć dopiero po pracy. Droga do Rosochy tym razem jest wyjątkowo łatwa i mamy nadzieję szybka - dzięki nowo otwartej autostradzie A2. Mamy się spotkać we trójkę na stacji BP w Pruszkowie, tuż przed wjazdem na autostradę. Motocykl zapakowany dość poważnie, mam bagaże swoje i Umka a także namiot, materac i śpiwory - ale to nie problem, wszystko się udało upchnąć i przyczepić a test jazdy z obciążeniem nie zaszkodzi przez długą trasą do Chorwacji. W drodze do Pruszkowa widzę kłębiące się ciemne chmury nad Warszawą - czyżby Umek i Tls mieli dojazd na mokro? Na miejsca spotkania docieram jako pierwszy, tankuję do pełna i idę zapłacić. W tym momencie na stację wjeżdża Umek. Kiedy Umek kończy tankowanie dzwonię do TLSa, odbiera (więc nie jedzie) przez chwilę wygłupia się, że jeszcze jest w pracy ale zaraz przyznaje się, że udało mu się dać dyla wcześniej i już jest w okolicach Strykowa. Umawiamy się, że spróbujemy się spotkać po drodze (Tls jeszcze czeka na Monikę eMZetkę dla, której ma to być pierwszy dłuższy wypad na motocyklu). Ruszamy dziarsko. Nowa Autostrada w dodatku pozbawiona ciężarówek i bezpłatna (przynajmniej na razie na tym odcinku) - czego chcieć więcej. Prędkość w granicach 130-140km/h wydaje się wręcz spacerowa (dlatego momentami jedziemy ciut szybciej
). Drogowskazy Łódź pokazują się bardzo szybko. Wjeżdżamy na odcinek autostrady płatnej i dość szybko doganiamy eMZetkę i Tlsa. Jedziemy dalej razem, prędkość jest ciut mniejsza, dostosowana do możliwości najświeższego kierowcy (eMZetki) ale bynajmniej się nie wleczemy.
Przed Kołem zjeżdżamy z autostrady, płacimy zawrotne 2,90zł i możemy śmigać dalej. Chwilka błądzenia spowodowanego kaprysem nawigacji i już jedziemy sprawnie do celu. Przejechaliśmy już około 200km od startu (ja i Umek) więc zatrzymujemy się i uzupełniamy paliwo do pełna, do Rosochy zostało już nieco ponad 20km. Dzwoni Zander - jest już w Rososze ale nie może zlokalizować miejsca spotkania. Wstępnie umawiamy się, że na nas poczeka, ale dzwonię do Luk@, który przejmuje Zandera i prowadzi go na miejsce. W Kole widać strzałki wskazujące drogę na lokalny zlot motocyklowy - w sporej części kierunek się pokrywa co ułatwia nawigację
Jeszcze chwila jazdy i jesteśmy na miejscu. Witamy się z gospodarzami Mieciem i Tereską a także przybyłymi już Banitami. Pogoda oczywiście dopisuje - chmury, które widziałem nad Warszawą tylko straszyły i bardzo szybko zniknęły w lusterkach. Rozpakowujemy się, rozbijamy namiot i witamy przybywających co chwilę Banitów
Wygłodniali kierujemy się do znanego już miejsca gdzie stoły uginają się od jedzenia
Vujek Tomek tym razem w towarzystwie Magdy (Meg09)
Trudno wyliczyć z pamięci co dobrego było na stole, a naprawdę było tego sporo
Pałaszujemy a apetytem
Zander znów miał najdalej
Raven debiutuje w Rososze ale doskonale daje sobie radę
Przy drugim stoliku trwa degustacja napojów chłodzących
Przybycie dawno nie widzianej Pszczółki budzi uśmiech na wielu twarzach
Seba pokazuje swój sprzęt do kontrolowania kosmitów
Kontrola stołu dla najedzonych
I tego dla głodomorów
Przez dłuższy czas przygrywał nam zamówiony przez Miecia Pan, który przygrywał na akordeonie i klawiszach. Granie "do kotleta" wychodziło Panu bardzo dobrze, ale w końcu się zmęczył a za muzykę zabrał się Luk@.
Efekty jego pracy są widoczne na poniższych fotach:
Kilka zdjęć próbowałem zrobić z poziomu "parkietu" ale efekt bardziej przypomina opady śniegu
Na szczęście kurz było tak widać tylko tuż przy "parkiecie" i mogliśmy się bawić bez problemów z widocznością
Zander obiecał Pszczółce taniec jeszcze na zakończeniu sezonu 2010 - wreszcie jest okazja dotrzymać słowa
Nastrojowe oświetlenie
eMZetka zaliczyła swoją najdłuższą jak dotąd wycieczkę na motocyklu - było bardzo dobrze, teraz musi odreagować, Seba dzielnie w tym pomaga
Jak zawsze w Rososze - zabawa jest przednia
Zander nadrabia zaległości taneczne z Pszczółką
Chyba coś trenowali
Luk@ przy swoim stanowisku
ScOti na razie trochę z boku - przyjechał niedawno i jeszcze nie jest gotowy
Za to Ania Jona bawi się doskonale
Jachu tańczy tak samo dobrze jak poprzednim razem
Chwila przerwy w tańcu
Jeszcze jedna fotka ze "śniegiem"
Kilka zdjęć wykonanych przy użyciu zaawansowanej techniki, specjalnie na życzenie Seby
Nie jestem pewien w 100%, ale chyba właśnie o ten efekt (wskakującej Pszczółki) Sebastianowi chodziło
Sobotni poranek - Wiekowy pierwszy wstaje na śniadanie
A tu napis BAM. Seba specjalnie go przygotował z myślą o późniejszych atrakcjach
Pole biwakowe
Parking motocykli
Nie wszystkie zmieściły się po lewej stronie - kilka stoi z drugiej strony
Fazer ScOtiego ze specjlanym TankPadem
Beti Zandera - pierwszy raz wśród Banitów
Zakątek pomarańczowy
Plakat/drogowskaz zlotowy
Wreszcie śniadanie
Niektórzy są tak głodni jakby nie jedli całą noc
Ula przyłapana na wsypywaniu czwartej łyżeczki cukru (w domu słodzi tylko dwie)
Tls wcina na stojąco - jest to sprawdzony sposób dzięki któremu nic nie idzie w biodra
Gdy już wszyscy się najedli wyruszyliśmy na wycieczkę.
Pierwszym punktem wycieczki była parada motocykli na zlocie w Kole
To jeszcze nie jest sama parada - tu tylko ustalamy plan działań na wypadek gdyby ktoś się zgubił (mamy się spotkać w tym miejscu - plan był dobry pod warunkiem, że się zapamiętało nazwy ulic
)
A tu już jesteśmy na terenie zlotu motocyklowego w Kole. Czekamy na start parady.
Na zlot przybyły również pojazdy opancerzone
A tu zdjęcie mojego motocykla (akurat prawie wszyscy się odwrócili tyłem)
Przejazd w paradzie był niezłym wyzwaniem, motocykli było kilka tysięcy a trasa parady wiła się przez miasto.
Po paradzie na ulicach koła odbywały się pokazy.
Tu Pan pokazuje jak się siedzi na motocyklu
Pan jest palący
Zdjęcie statku kosmicznego z którego Marsjanie emitowali transmisję do siebie
Quad przerobiony naprędce na motocykl
Po pokazie zbieramy się w umówionym miejscu
Pszczółka przekazuje koordynaty na duże skupiska pyłku kwiatowego
Motocykliści zaczynają się rozjeżdżać
Zlot motocyklowy w Kole ma już pewną tradycję (co prawda nie tak długą jak nasz w Rososze ale zawsze) i sporo było tam motocykli zabytkowych a także przybyłych z daleka - Zander bez problemu odnalazł grupę ze swoich stron
Kolejnym punktem programu był obiad - Miecio poprowadził naszą grupę do sympatycznego barku gdzie najedliśmy się do syta - a kompot też był!
Tak wygląda najedzony do syta Zander
Vujek Tomek w opałach Meg złapała bakcyla i sama chce prowadzić motocykl
Kolejni najedzeni Banici wychodzą z barku
Gdy napełniliśmy brzuchy Miecio poprowadził naszą grupę do Chełmna nad Nerem.
W tej niepozornej miejscowości znajdowała się pierwsza "fabryka śmierci"
Miejsce gdzie hitlerowcy dokonywali masowych mordów. Miejsce to nie jest tak znane jak Oświęcim ale chyba jet to spowodowane tym, że nie był to nigdy ogromny obóz. Zainteresowanych odsyłam na stronę muzeum:
http://www.muzeum.com.pl/content/view/28/81/Muzeum w Chełmnie
Sterta naczyń odebranych zamordowanym
Fotka pamiątkowa wykonana na prośbą naszego przewodnika po muzeum
Ruszamy spod zachowanego budynku spichlerza w którym znajdują się zbiory muzeum
Luk@ testuje motocykl Pauliny
W kasku można nie poznać - Borowiak z dalekich Borów Tucholskich
Jedziemy tylko kilkanaście metrów po wewnętrzej drodze muzeum więc Scyzer korzysta z wiatru we włosach
Leon z Ulą na najładniejszym motocyklu na zlocie
Biuro muzeum gdzie wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej
W środku zdjęcia widać Dittosa który dojechał do nas prawie na całą sobotę
Była nas całkiem spora grupa
Na pierwszym planie maszyna Seby i pięknie brzmiące wydechy
Po wpisaniu się do księgi pamiątkowej pojechaliśmy obejrzeć drugą część muzeum do lasu rzuchowskiego - gdzie znajdowały się masowe groby zamordowanych.
Parkujemy w lesie rzuchowskim
Idziemy w stronę pomnika
Jest to właściwie ogromny cmentarz....
Chwila odpoczynku, za moment wracamy do Rosochy
Po zwiedzaniu muzeum pożegnał się z nami Dittos i pomknął w stronę Tomaszowa Mazowieckiego.
Reszta grupy wróciła do Rosochy gdzie czekało na nas jeszcze sporo niespodzianek....
Szykujemy się do zdjęcia grupowego z okolicznościowym chlebkiem
A tu nagle - bombowiec..... znaczy samolocik - przeleciał tuż nad naszymi głowami - jak się okazało nie bez powodu
Ula biegnie do zdjęcia
Uśmiech proszę
Wiesio - Borowiak wykonuje fotkę grupową z pełnym poświęceniem
Po wykonaniu fotki i częściowym pożarciu chlebka okolicznościowego Miecio zebrał grupę ochotników nie znających strachu i zaprowadził nas na pobliskie "lotnisko"
Kto czuł się na siłach mógł przez kilka minut polatać w ultralekkim samolocie
Swoiste "zawracanie na ręcznym". Jak widać samolot naprawdę jest ultralekki
Obsiadamy samolot jak muchy
Fotka grupowa
Ula odwróć się!
Pierwszym ochotnikiem jest Leon (nawet jak ktoś inny by chciał to i tak Leon by nie puścił)
Przygotowania do startu
Leon poprawia włosy - za chwilę oderwie się od ziemi
Teraz już nie ma odwrotu - kabina zostaje zamknięta
Silnik nabiera obrotów.... czyżby Leon był zbyt ciężki?
Wystartował
Nabiera wysokości
Poleciał poleciał..... jakby go diabeł gonił
Pozostali na ziemi czekają niecierpliwie na powrót Leona - czy będzie bardzo wystraszony?
Maszyna podchodzi do lądowania
Leon wracaj!
I już jest na ziemi
Leon jest bardzo zadowolony, nawet rozważa zamianę motocykla na samolot...
Kolejne zawracanie "na ręcznym"
Miejsce w kabinie zajmuje owad latający Pszczółka
Pasy zapięte - zamykamy kabinę
I poleciała
Pszczółka również wychodzi rozpromieniona
Zmiana "latawca"
W kabinie zasiada Nocek - mimo obaw co do zwiększonej masy samolot wystartował bez problemu
Samolot z powrotem na ziemi
Do kabiny wciska się Raven - Iwonka woli na to nie patrzeć
Chwila w powietrzu i już z powrotem na ziemi
Sylwek jest rosły chłop a wysiąść wcale nie jest łatwo
Chwila wysiłku i już jest wolny
Namówiona przez Leona, Ula zajmuje miejsce w kabinie
"Poproszę do sklepu, jakiegoś z ciuchami"
"Tu też trzeba zapinać pasy? Chyba Policja nie łapie?"
Leon nawet chciał zakręcić śmigłem
Samolot nabiera rozpędu
I już szybuje w powietrzu
Szczęśliwe lądowanie
Ula też jest zadowolona - mimo, że nie poleciała na zakupy
Nawet udało się wyjść bez problemów
Do kabiny wciska się ScOti
Wygląda na przestraszonego...
Ale to chyba tylko pozory - przynajmniej z ziemi nic nie widać
Pilot chyba chciał przestraszyć ScOtiego bo wykonał kilka gwałtownych manewrów
A może to ScOti chciał przejąć stery?
Tu widać, że jednak jest grzeczny i nawet do nas macha
ScOti odbył jeden z dłuższych lotów ma więc sporo powodów do zadowolenia
Kolejnym pasażerem będzie Chica
Pasy zapięte, pełna gotowość do startu
Jeszcze tylko szybkie zawracanie "na ręcznym"
Vujek Tomek w zachodzącym słońcu
Chica macha do nas z góry
I już na ziemi
Teraz kilka mrożących krew w żyłach zdjęć z wnętrza "machiny latającej" - czyli moja kolej
Lecimy
To białe po prawej to skrzydło
Takie małe kropeczki na środku kadru to grupa czekająca na ziemi
Rzut oka na wskaźniki - paliwo się kończy!!!!
Seba chciał żebym zrobił zdjęcie napisu z powietrza, ale w górze zapomniałem poprosić żebyśmy polecieli nad posesję Miecia.
Oooo tych to już gdzieś widziałem
Podchodzimy do lądowania
Nareszcie na ziemi
Kolejny zwrot "na ręcznym" i do kabiny wchodzi Iwonka
Start maszyny z naszej perspektywy
Miejsce w kabinie zajmuje Jachu
Nieoczekiwanie na lotnisko dojeżdża Tls prowadząc więcej odważnych
Zwrot "na ręcznym" w kabinie Paulina
Leon sprawdza jak silny jest podmuch startującej maszyny
Tls: "halo, tu ziemia, udzielam pozwolenia na lądowanie"
Udany powrót na ziemie - chyba Paulina była najbardziej przejęta
Ostatnie zawracanie
Do kabiny wsiada Monika (eMZetka)
Ostatni lot już niemal w ciemnościach
Za to najdłuższa przejażdżka na ziemi - pod sam hangar
Podziękowaliśmy pięknie pilotowi, wsiedliśmy na motocykle i wróciliśmy do Rosochy.
A tam..... zupełnie niezapowiedziany i nieoczekiwany gość: Luca
Luca sprawił nam super niespodziankę i podobnie jak do Starej Wsi przyjechał prawie na koniec imprezy
Miło było znów Cię zobaczyć Łukaszu
Niestety nie załapał się na fotkach ale dotarł do nas również El0him - w przerwie między bieganiem
Pogoda sprawiła nam psikusa i nadeszła całkiem niezła burza. Niestety nasz parkiet był niezadaszony więc ten wieczór musieliśmy spędzić inaczej, np. sprawdzając ilu Banitów zmieści się do jednego namiotu
Na pewno Leon, Ula, Umek i eMZetka, ale o ile wiem weszło więcej
Deszcz padał jeszcze długo, na szczęście stół stoi pod dachem i mogliśmy tam siedzieć do późna.
Jednak rano trzeba było wstać...
Powoli zwijamy obozowisko - Pszczółka jako pierwsza składa namiot
Niedzielne śniadanie
A namiotów nadal ubywa.... to jakaś epidemia....
Mrzysty miał w nocy spory potop i teraz wybiera mokre rzeczy z namiotu
Na grillu samotna kiełbaska..... dobrze wypieczona
Zander przechodzi przyśpieszony kurs obsługi czajnika elektrycznego
To wszystko zmieściło się do namiotu TLSa.... jak On to zrobił?
Niestety to już wszystkie fotki, specjalnie nie robiłem za wiele, bo następnym razem zjedzie się nas jeszcze więcej i mniej jedzenia będzie dla mnie....
Powrót do domu był szybki i bezproblemowy. Pogoda dopisywała, było słonecznie i ciepło. Szybko pokonaliśmy autostradę tylko raz zatrzymując się na krótko w celu wizyty na jedynym parkingu między Łodzią a Warszawą
Jeszcze raz dzięki wszystkim za spotkanie i pozowanie a dla Miecia i Tereski za gościnę
Jeśli jeszcze kiedyś nas zaprosicie - na pewno będę