Jeszcze ciepłe z opisem:
JASIONA 2014 REKOLEKCJE DROGI DLA MOTOCYKLISTÓW.
Kto to jest człowiek drogi?
Czym rózni się taki człowiek drogi od człowieka, który nie jest człowiekiem drogi?
Na te pytania, jak i wiele innych mogliśmy sobie porozmawiać na tych rekolekcjach. Był też poruszony inny aspekt modlitwy do Boga, modlitwy praktycznie bez słów.
Wracając do człowieka drogi. Ktoś kiedyś stwierdził, że człowiek, który nie jest człowiekiem drogi, jadąc np. na wczasy, gdy w końcu dojedzie na miejsce do hotelu, czy pensjonatu, po rozpakowaniu walizek z ulgą myśli: no w końcu mogę zacząć wczasy.
Natomiast człowiek drogi już zaczyna przygodę (czy też wczasy) w momencie wyruszenia.
Z tym się człowiek po prostu rodzi. Można tą właściwość rozwijać lub tłamsić, ale zazwyczaj człowiek drogi nie może długo usiedzieć w jednym miejscu. Ksiądz też wspomniał o dwóch pozytywnych cechach, które kształtują się u człowieka drogi, jak i innych ciekawych aspektach.
Ci co byli to wiedzą o czym piszę a jeśli jeszcze kogoś zainteresował temat to może zapragnie być na rekolekcjach w przyszłym roku.
Na zachętę kilka fotek:
Wyruszyłem dopiero po pracy, późnym popołudniem. Pierwszy przystanek na ubranie przeciwdeszczówki w miejscowości Koziegłowy.
Nie wiem, dlaczego akurat trzy te kozie głowy w Kozichgłowach, ale mniejsza z tym.
Chmura deszczowa coraz bliżej to trzeba się szybko stąd zbierać.
W Kozichgłowach nie brakuje producentów kapeluszy. Pewnie to dla tych kozich głów.
Natomiast producentów choinek jest jeszcze więcej, niż producentów kapeluszy.
Pewnie to też dla tych kozich...
Przez resztę drogi z nieba lało mi bez opamiętania. Dopiero po przekroczeniu torów kolejowych w Strzelcach Opolskich , jak ręką odjął panuje susza.
Koło dziewiątej wieczorem dojechałem na miejsce.
Najpierw trafiłem pod ołtarz polowy.
Jest nas tylko dwóch, a gdzie reszta?
Reszty brak, ale za to motocykle są z fantazją zaparkowane.
Niestety wjechać mi się nie udało, bo Jelonek powiesił się na rurach i tylne koło zaczęło się ślizgać.
Trzeba było wepchnąć we dwóch.
Nasz przytulny dom rekolekcyjny w całej okazałości.
Ksiądz wpadł na pomysł zainstalowania perpetuum mobile.
W sumie to taka pompa wodna napędzana samą wodą. Część wody będzie w przyszłości transportowana rurą do wysychającego stawu.
Można siedzieć i godzinami patrzeć, jak to cudo pracuje.
W krzakach panoszą się jakieś dobre duszki.
Kaplica własnoręcznie zaprojektowana i wybudowana przez księdza. Tutaj była Msza za Anię Niebieską.
Skromność i prostota.
Sobota, pora wyruszyć w teren.
Poranna krzątanina i zaraz ruszamy.
Jesteśmy na Górze Świętej Anny.
Siedem chińskich maszyn i dla kolorytu jeden rodzynek nie chiński.
Wdrapujemy się do świątyni.
Daleko jeszcze?
Wystarczy się odwrócić i można cieszyć oko widokiem aż po horyzont.
Brama wejściowa.
Jesteśmy na miejscu.
Beniamin się przygotował i udziela nam wyczerpującej lekcji historii.
Jak się tam jest, ten widok w bramie robi wrażenie.
Jezus i łotry po bokach.
Między drzewami skrywało się pełno zabytkowych kapliczek.
Podjechaliśmy pod pobliski Pomnik Powstańców Śląskich.
Zaraz za pomnikiem jest strome zejście w dół.
No i tu mi szczena opadła. Ukryty za zboczem olbrzymi amfiteatr, zbudowany przez nazistów.
Amfiteatr jest ogromny, ale niestety zaniedbany i niszczeje.
Na żywo robi jeszcze większe wrażenie.
Niewiele brakło i Hitler by wyleciał tutaj w powietrze. Pod spodem jest pełno kanałów, które zostały zaminowane w przeddzień przemówienia Hitlera. W nocy była ogromna burza i część ładunków wybuchowych woda wymyła na powierzchnię. Służby bezpieczeństwa wszczeły alarm i imprezę odwołano. Hitlerowcy tych co podłozyli ładunki wyłapali i zamordowali.
Ukryty w lesie poniemiecki piec wapiennik.
Było jeszcze kilka ciekawych atrakcji, ale padła mi bateria w komórce i przez chwile nie robiłem zdjęć.
Karolinka i Karliczek.
Kto już wie, gdzie jesteśmy?
Zgadza się, jesteśmy w Gogolinie i śpiewamy na damsko-męskie głosy.
No i przyszła pora wyrabiać ciasto na prawdziwy żytni chleb.
Zajął sie tym profesjonalista, czyli piekarz na zasłużonej emeryturze.
Chlebki uformowane. Teraz muszą w spokoju roznąć.
Piec rozgrzany, można wkładać.
Chlebek się piecze a cudny zapach unosi się po okolicy, aż ślinka cieknie.
Odrobinę nowoczesności. Odpowiednia temperatura rzecz święta.
Chwila relaksu.
Ślinka cieknie.
Pora wyjmować.
Mniam...
Zapach nie do opisania.
Uroczyste przeniesienie chleba.
To jest ten wysychający staw. Na środku jest wyspa, która już połączyła się z lądem.
Weszliśmy w strefę ciszy. Tutaj można się zamknąć przed całym światem i wyciszyć wewnętrznie.
Do pustelni przyjeżdżają ciężko doświadczeni przez życie ludzie z całej Polski.
Ksiądz hoduje całkiem pokaźny inwentarz.
Świeżo postawiony krzyż. Drewno na krzyż prywatnie dostarczył do stolarza burmistrz, ale nie dożył jego wykonania. Został kilka dni później brutalnie zamordowany.
Podcięto mu gardło w taki sposób, że przez pół godziny się wykrwawiał a w tym czasie, gdy umierał, miażdżono mu ręce.
Sprawców nie wykryto do dziś, bo nie zostawili żadnych śladów.
Wieczorem przyszła pora na małe conieco.
Karkóweczka w marynacie pychota.
Piesek Haski.
Czas szybko zleciał i nieubłaganie przyszła pora się zbierać do domu.
Rano przejeżdżałem przez Górę Świętej Anny, jestem prawie trzy godziny w drodze a tu znowu kierują na Świętą Annę?
Lubię przejeżdżać przez Jurę Krakowsko-Częstochowską.
Zawsze coś ciekawego można tu zobaczyć.
Kościółek niestety popadł już w trwałą ruinę.
Kościółek usytułowany jest w bardzo ciekawym miejscu.
Tu na tym uskoku właśnie jestem.
Widoczek niczym z Góry Świętej Anny.
Trochę się rozgrzałem i jadę dalej. Na horyzoncie skały wapienne, typowe dla tego regionu.
Dobre miejsce na spacery i małą wspinaczkę.
W Szczekocinach przez przypadek zauważyłem, że coś jest nie tak z moją lampą. Nie ma światła, ani krótkiego, ani długiego.
Po dostaniu się do środka, efekt jak na zdjęciu. Żarówka wewnątrz rozleciała się w mak. Dobrze, że wymieniłem, bo kilkanaście kilometrów dalej była obława policyjna. Kilka radiowozów, policjanci z lornetkami i rozstawiona tablica led z napisem ,, zapnij pasy".
Jakbym jechał bez światła to na pewno by mnie zatrzymali i straciłbym dowód rejestracyjny za łysą gumę z tyłu.
Dojechałem cało i zdrowo. Jelonkowi przybyło 558km.
To z grubsza by było na tyle.